Sushi maki

Mój mąż na jedną z naszych pierwszych kolacji zrobił sushi, dzięki czemu oczywiście przez żołądek trafił prosto w serce. Wyszło mu całkiem nieźle, a z czasem udoskonalił jeszcze technikę. A najpiękniejsze jest to, że robi to sam, więc jestem zwolniona z obowiązków kuchennych (lubię gotować, ale czasem przerwa jest potrzebna). Choć ostatnio też mi się zdarza coś skręcić i nawet zostałam pochwalona przez mistrza.

Tradycyjne sushi składa się z surowych ryb, które jeśli są naprawdę świeże mają dużo walorów odżywczych. Nie tracą przede wszystkim w obróbce cieplnej kwasów omega 3, które odpowiadają za procesy przeciwzapalne w organizmie. Ale ponieważ nie znamy się tak na rybach, żeby ocenić stan ich świeżości i nie mieszkamy nad morzem, więc używamy ryb wędzonych na zimno (szczególnie łososia). Oczywiście można robić maki zupełnie wegetariańskie czy wegańskie.




Maki składają się z wodorostów nori, ryżu i czegoś w środku, a największa filozofia to dobrze to wszystko zwinąć. Bardzo istotną kwestię stanowi ryż. Powinien to być specjalny biały ryż do sushi. Niestety z brązowego raczej się tego nie da zrobić, bo ryż musi się odpowiednio kleić. Najpierw trzeba ryż wypłukać (według mojego męża do tego momentu kiedy woda przestaje być biała – oczywiście kilkukrotnie tę wodę zmieniamy), potem namoczyć i odpowiednio ugotować (najlepiej zagotować przez chwilę i odstawić) i jeszcze dodać zalewę z octu ryżowego i cukru i ostudzić.


A do środka oprócz mniej lub bardziej surowej ryby możemy dodawać miedzy innymi:
- rybę smażoną w tempurze
- awokado
- ogórek zielony
- marchew
- tykwę (specjalnie przygotowaną, dostępną w sklepach z produktami orientalnymi)
- rzodkiew japońską (j.w.)
- surimi (jak rzeczywiście musicie to dodać, to lepiej nie czytajcie składu)
- kawior
- sałatę
- sezam
- serek (w knajpianych makach jest to serek Philadelphia, ale za względu na skład własnie wolę kupować Turek, labo Almette)
- i co tam jeszcze Wam przyjdzie do głowy (my próbowaliśmy z mango, z glonami wakame, nawet z parówkami, ale tych składników za bardzo nie polecam:)
Najlepiej wychodzą z maksymalnie 4 składnikami, co za dużo to niezdrowo. Można też podzielić nori na pół i zrobić wersję mniejszą z 1 lub 2 składnikami.




Pełnię nieba w gębie dopełniają dodatki:
- sos sojowy (należy kupować taki bez glutaminianu sodu, ogólnie jest super ekstra produktem, który wykorzystuję do wielu przepisów)
- imbir marynowany (zjadany między kolejnymi makami, żeby smaki się nie nakładały na siebie)
- chrzan wasabi (w składzie są barwniki, które mogą "powodować zmiany zachowania u dzieci", na szczęście dzieci tego nie wezmą do ust, tym nie mniej niestety nawet w przypadku tego typu produktów możemy się natknąć na ostrą chemię)
- inne sosy: np unagi (nie wiem co on ma w składzie i chyba nie chcę wiedzieć)


I w cale nie jest z tym strasznie dużo roboty, jak już zaczniecie skręcać, to wejdzie Wam w krew :)

Komentarze

Popularne posty